piątek, 5 sierpnia 2011

Ulica.


Światło. 


Mężczyzna.


Ulica. 


Pokój. 


Wszystko się rozmywa... Ktoś chyba trzyma mnie za rękę. 



Czuję, że się spociła. 



Zimo. 



Jest mi tak zimno, że zmuszam się do otwarcia oczu.



Oślepiające światło. 



Po omacku szukam ciepła....



Ciepło.... 






To chyba czyjeś ciało. 





Z wielkim trudem przysuwam się i...



Ciepło. 


Świadomość wraca do mnie powoli. Docierają do mnie przebłyski. 



Ktoś gra na gitarze. 


Powoli otwieram oczy. Widzę brudny sufit. Brudną ścianę. Leżę w jakimś dużym łóżku, pościel jest poplątana, pachnie mężczyzną. Jestem zmęczona. Nie spałam. 

Wstałam. 
Za szybko. 
Zachwiałam się. 


Nie upadłam na ziemię... ale niewątpliwie leżałam. 

"Żyj" - usłyszałam męski pociągający głos. 

Ten ktoś trzymał mnie w ramionach. Uchronił mnie przed upadkiem. 


Zaśmiał się i posadził mnie na łóżku. 
Odszedł i usiadł w fotelu biorąc gitarę do rąk. 

Siedział tak, z papierosem w ustach, bez koszulki.
To jego ciało wydzielało to ciepło. 

Uśmiechał się nieprzytomnie, brzdękając. 

Po chwili postanowiłam znów wstać. Tym razem się udało. 

"Łazienka?"

Wskazał mi drzwi. Stanęłam przed lustrem. Moje źrenice były wielkości szpilki. Białka moich stalowo niebieskich oczu przekrwione. Brązowe proste włosy potargane. Przeczesałam je ręką. Usta kompletnie suche. Przez moją bladą skórę widać było żyły. Na jeansach zobaczyłam nowe rozdarcie. Przemyłam twarz wodą. 

Kiedy wróciłam do pokoju On nadal brzdękał z uśmieszkiem na twarzy. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szerzej, wstał, złapał mnie za rękę i zaprowadził do stolika.
Usiadł na podłodze, ja zrobiłam to samo. 

Ułożył dwie kreski, jedną przesunął w moją stronę, podał mi też zwinięty papierek. 
Wciągnęłam. 
On też. 

Tak! Tak! 
Cudowne uczucie... 
Wstałam i zaczęłam tańczyć po pokoju. 

On rozłożył się na dywanie i obserwował mnie, przechylając głowę w lewą stronę. 
Zaczęłam go przywoływać do siebie. 

Dołączył do mnie i już razem tańczyliśmy... do muzyki która była tylko w naszych głowach. 
Coraz wolniej. 
Energia która pojawiła się tak nagle zaczęła opadać....


Pocałunek. 



Kolejny.


Jego nagi tors.


Tatuaże. 



Moja koszula opadająca na dywan. 



Pocałunek.


Jeden. 


Drugi. 


Trzeci. 



Tysięczny. 



Słodki smak jego krwi z pękniętej wargi. 




Ciepło. 



Kosmaty dywan pod moimi plecami. 



Jego dłoń na moim udzie. 


Gorący oddech na mej skórze. 


Miliony pocałunków. 



Sex. 



Sufit. 



Pocałunki. 


Moje paznokcie na jego placach. 


Gorący oddech. 



Jego czarne oczy. 




Sufit. 



Ciepło jego ciała. 




Ciemność.



Pustka. 






















Sufit.
On. 





Dywan. 



Nagie ciała. 



On patrzył na mnie znów z tym uśmieszkiem na ustach. 



"Prysznic" 
Wstał i podał mi ręcznik. 

Coraz bardziej przytomna poszłam do łazienki, nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej. Przyszedł do mnie. Otoczył mnie ramionami. Tak, tego potrzebowałam. 

"Idziesz ze mną?" 
"Gdzie?"
"Gram niebawem. Musisz iść ze mną. Jesteś moją muzą, moją inspiracją" 

Przed wyjściem dał mi czyste ubrania.
Co robiły moje ubrania w tym pokoju. 
Z pewnością to były moje ubrania. 
Ubrałam się, pomalowałam czarną kredką oczy i wyszłam z nim. 
Patrzyłam jak gra. 

Potem wróciliśmy do tego pokoju. 
Kreska. 


Ulica. 


Światła. 


Pub. 


Whisky.



Whisky. 


Namiętne pocałunki. 


Papierosy. 






Whisky. 



Pocałunki. 


Łazienka.



Sex. 



Pocałunki. 




Ulica. 




Sufit. 



Zimno. 



On. 




Pocałunki. 




Sex. 






Kreska. 












Nagle się obudziłam. Ktoś mnie niósł w ramionach. 
Widziałam nad sobą niebo. 
"Dzień dobry, żyj" zaśmiał się. 
"Gdzie idziemy?"
"Musimy jechać do innego miasta. Koncert." 
Pocałował mnie w czoło.
Usadowił mnie w samochodzie. 


"Potrzebuję kreski" 
Szepnęłam do niego gdy pędziliśmy szosą. 
"Jak się zatrzymamy" 
Czułam, że rozpadam się na miliony kawałków, ręce mi się trzęsły, kości bolały....


Postój. 
Łazienka. 
Kreska. 
























Koncert. 


Nowy pokój. 


Whisky. 



On. 


Szeptał mi coś do ucha, nie mogłam zrozumieć co ...


"Słyszysz?"


"Nie!" 


"Jesteś moją muzą, jesteś jedyną.... Jesteś moją muzą....P Bez ciebie nie umiem tworzyć, musisz być przy mnie. Musisz. Jesteś... Jesteś... Jesteś...." 


A Ty kim jesteś? 


Wiedziałam tylko, że bez niego umrę. 
Musiał być przy mnie. 
Dawać mi ciepło. Mówić mi "żyj" z uśmiechem. Całować mnie. Kochać się ze mną. Nieść kiedy nie jestem w stanie iść i dawać Kreskę gdy dorywa mnie głód. 


Był mój. 

Ale jak długo tak mam żyć. 


"Co się tak dąsasz?" 
"Heroina"
"Co z nią?" 
"Nie chcę już tego" 
Zaśmiał się. 
Pocałował mnie. 
"A za parę godzin znów ją weźmiesz" 


Miał rację, tak było od dłuższego czasu. 


Pocałowałam go, raz, drugi, trzeci... 
Wziął mnie w swe silne ramiona, ja oplotłam nogi na jego biodrach, palce zatopiłam w jego burzy włosów i całowałam aż zabrakło mi tchu...
Rzucił mnie na pościel i całując rozbierał. 

Kiedyś słyszałam o miłości czy to ona? 

Znów się ze mną kochał. 



Świt.
Kreska. 


Upadł. 
ON?


To zawsze ja upadam! 

Podbiegłam do niego. 
Był nieprzytomny. 

Wybiegłam na korytarz.

"POMOCY!! POMOCY!!" 

Nadbiegli Jego przyjaciele.

Ktoś mnie podtrzymał bo osuwałam się z nóg. 

"On nie może umrzeć! Nie może!"

"Nie umrze, nie pozwolimy na to" 
Odpowiedział mi ten ktoś kto mnie trzymał.
Pogotowie. 
Zabierają go. 


"To zapaść." 


Zemdlałam. 
Obudziłam się w szpitalu. 
Przypięta do łóżka. 


Gdzie on jest?
Żyje? 


Weszła kobieta w białym fartuszku. 

"Czy on żyje?!"





"Żyje. Ledwo udało się go uratować" 

Odetchnęłam. 

"Zostaniecie tu póki nie uda nam się Wam pomóc" 
Powiedziała kobieta.
Dopadał mnie głód. Rozsypywałam się. 


Kochanie.... 

2 komentarze:

  1. Hmmmm.... :D Bardzo podoba mi się w jaki sposób jest to napisane. Może dlatego, bo lubię dziwactwa. Sama o tym dobrze wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czy to jest miłość, czy to jest ćpanie?
    smutne.

    OdpowiedzUsuń